Wywiad

Filmweb rozmawia z Melvilem Poupaudem, gwiazdą "Na zawsze Laurence"

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Filmweb+rozmawia+z+Melvilem+Poupaudem%2C+gwiazd%C4%85+%22Na+zawsze+Laurence%22-90550
Aktor i muzyk. Swoje imię zawdzięcza pisarzowi Hermanowi Melville'owi, autorowi "Moby Dicka". Dorastał na planach filmowych. Jego opiekunką była Isabelle Adjani. Zadebiutował jako 10-latek w "La Ville des pirates" Raula Ruiza i szybko stał się jego ulubionym aktorem. W wieku 17 lat zdobył nominację do Cezara. Grał w filmach Erica Rohmera, Francois Ozona, Jean-Jacques'a Annauda, Jamesa Ivory'ego i rodzeństwa Wachowskich. Elżbiecie Ciaparze opowiedział o chodzeniu w mini i na wysokich obcasach, pracy z Xavierem Dolanem i byciu symbolem seksu. 


Melvil Poupaud

Dostał Pan rolę w "Na zawsze Laurence" tuż przed rozpoczęciem zdjęć...

Rzeczywiście. Początkowo reżyser filmu, Xavier Dolan, zaproponował mi drugoplanową rolę. Właściwie epizod – miałem zagrać kobietę, która staje się mężczyzną. Ale na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć Xavier zapytał mnie, czy nie chciałbym jednak zagrać głównego bohatera. Nie dogadał się z aktorem, któremu pierwotnie dał tę rolę. Uznał jednakże, że ja się nadaję. A ja nie wahałem się nawet przez moment. Znałem już scenariusz, znałem Laurence'a. Podobała mi się ta rola, podobał mi się bohater. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale postanowiłem zaryzykować. Wiedziałem, że taka szansa może mi się już nigdy nie trafić. Takich ról nie grywa się codziennie.

We Francji jest Pan postrzegany jako symbol seksu. Nie bał się Pan, że rola w filmie Dolana zniszczy Pana wizerunek?


Nie. Przede wszystkim dlatego, że ja sam w ten sposób o sobie nie myślę. A poza tym miałem tak mało czasu na zastanowienie i na same przygotowania, że chyba nie miałem czasu się bać. Może dziesięć, dwadzieścia lat temu wystraszyłbym  się tej roli. Ale dziś, z czterdziestką na karku, czuję się pewnie w swojej skórze – i jako aktor, i jako mężczyzna. Nie boję się, że film Xaviera Dolana zniszczy mój wizerunek czy moją karierę. Przeciwnie. Jestem głęboko przekonany, że ta rola otworzy przede mną nowe aktorskie możliwości. Tak jak wcześniej stało się to dzięki filmom Francois Ozona (aktor zagrał w "Schronieniu" i "Czasie, który pozostał" – przyp. E.C) czy Erica Rohmera ("Letnia opowieść").

 

Jak układała się współpraca z Xavierem Dolanem?

Pracowałem z wieloma znakomitymi i doświadczonymi reżyserami. Takim, jak Jean-Jacques Annaud, Francois Ozon, Raoul Ruiz czy Eric Rohmer, ale Xavier okazał się z tego grona najbardziej wymagający. I najtwardszy. Mimo młodego wieku ma bardzo sprecyzowaną wizję kina i tego, co chce osiągnąć. Aktor nie ma wyboru – musi mu ślepo zaufać i za nim podążać.

Czyli nie było łatwo?

Xavier potrafi być trudny. Potrafi też doprowadzić aktora do załamania nerwowego. Ale jest też znakomitym oparciem dla aktora. Ponieważ ma sprecyzowaną wizję, ponieważ wie, czego chce, potrafi poprowadzić aktora. Zresztą ja lubię zdecydowanych reżyserów, zawsze tak było. Potrzebuję mieć na planie szefa. Nawet, jeżeli ten szef dopiero niedawno stał się pełnoletni.

Pomagał Panu w pracy nad rolą?

Tak. Sam jest znakomitym aktorem ("Na zawsze Laurence" to pierwszy jego film, w którym nie gra głównej roli – przyp. E.C). Miał w głowie rolę Laurence'a. Zbudował ją od podstaw, w najdrobniejszych szczegółach. Gesty, mimika, spojrzenia, intonacja głosu. Udzielał mi więc bardzo szczegółowych rad i wskazówek. Podejrzewam, że gdyby miał kilkanaście lat więcej, sam zagrałby tę rolę.

Pozwalał Panu improwizować przed kamerą?


O dziwo tak! Choć z początku nie miałem takiej potrzeby. Scenariusz był kompletny. Xavier miał jednak bardzo konkretny pomysł na rolę. Jakiekolwiek zmiany wydawały mi się początkowo nietaktem. Ale film kręciliśmy w dwóch etapach. Kiedy przyjechałem na plan po raz drugi, czułem się już pewniej w skórze swojego bohatera. Odważyłem się więc na kilka sugestii. Nie chciałem na przykład, żeby mój bohater miał zbyt kobiecy głos.



Tak krótki okres przygotowawczy nie dał Panu zbyt wiele czasu na research...

Fakt, jednak temat filmu nie był mi obcy. Moja matka, Chantal Poupaud, jakiś czas temu nakręciła film dokumentalny o transseksualizmie. Pięć portretów mężczyzn, którzy przebierali się za kobiety. Pomagałem przy jego montażu. Znałem też nieźle środowisko transseksualistów i transwestytów. Znałem problemy tych ludzi. Znałem ich sposoby na prowadzenie podwójnego życia i ukrywania tego. Mogłem uniknąć wszystkich tych klisz na temat transwestytów.

Która ze scen była dla Pana najtrudniejsza?


Najtrudniejszą scenę kręciliśmy przy kilkunastostopniowym mrozie. A ja miałem na sobie mini i szpilki! Było mi potwornie zimno. Najgorsze, że ostatecznie scena nie trafiła do gotowego filmu. Ponieważ było tak zimno, usta mi po prostu zamarzły. Nie byłem w stanie mówić. Podobnie było zresztą z moją partnerką na planie, Suzanne Clement. Xavier zdecydował więc, że nie da tej sceny do filmu. I całe moje poświęcenie poszło na marne!

Jak się Pan czuł w kobiecym przebraniu, z makijażem i na wysokich obcasach?


Dziwacznie. Zwłaszcza, kiedy łowiłem spojrzenia obcych mężczyzn, którzy nie mieli pojęcia, że też jestem facetem. Doświadczałem emocji, których wcześniej – jako mężczyzna – nie znałem. Chyba teraz lepiej rozumiem kobiety. Jednak paradoksalnie rola w filmie Xaviera sprawiła, że poczułem się jeszcze bardziej mężczyzną.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones