PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=111145}

Czarny narcyz

Black Narcissus
7,2 1 275
ocen
7,2 10 1 1275
7,9 9
ocen krytyków
Czarny narcyz
powrót do forum filmu Czarny narcyz

Fascynujący

ocenił(a) film na 7

Konrad Zarębski napisał o tym dziele "jeden z najciekawszych filmów w dziejach kina". Faktycznie, historia niesamowicie oryginalna. Do tego przepiękne zdjęcia, wzorowe aktorstwo i na prawdę ciekawa opowieść o zderzeniu dwóch kultur. Wątek siostry Ruth mimo wszystko zasługiwał na to by go bardziej rozwinąć, w ogóle wydaje się że kilka wątków można było troszkę pociągnąć. Ale i tak mocne 7

Lucky_luke

Nie mogłem wczoraj spać i włączyłem TV. Trafiłem na sam początek tego filmu. Zgadzam się z tym co napisałeś. Naprawdę ciekawa historia i ogólnie wciągający klimat filmu. Polecam.

TurnMeOn

Hmm. Muszę się zgodzić, że film bardzo interesujący, zdjęcia piękne, aktorstwo dobre (bo aż tak to mnie nie zachwyciło). Ale odczuwałam po tym seansie wielki niedosyt. Miałam wrażenie, że ktoś się wziął za tę historię, nie bardzo wiedząc, co i jak chce w niej pokazać. Zważywszy, że sióstr było tylko pięć, można by się przecież pokusić o nieco dokładniejsze przyjrzenie się ich postaciom, wyjaśnienie motywów itd. A tu wiemy w zasadzie tylko tyle, że siostra Clodagh ma złamane serce (swoją drogą dość sentymentalne i, powiedziałabym, tanie wyjaśnienie jej pobudek), siostra Ruth jest szalona (a przecież można było tak wiele zrobić z tą świetną bohaterką), siostra Briony-tęga, siostra Honey-wrażliwa na ludzkie cierpienie, a siostra Phillippa-no, w zasadzie trudno powiedzieć, bo niewiele widz się dowiaduje o motywach jej wyjazdu, oprócz paru wielce enigmatycznych, oklepanych tekstów o tym, jak to dziwnie ów odosobnione miejsce wpływa na ludzi. Cynicznego Deana też potraktowano "po macoszemu".
Więc płynie sobie tak akcja w "Czarnym narcyzie", siostry chodzą, sadzą, uczą, leczą... Potem nagle skok napięcia, Ruth wybiega z klasztoru, chichocząc niczym żona biednego Rochestera z "Jane Eyre", wszyscy się martwią, Dean się martwi, Clodagh się martwi... Potem ta piękna, paraliżująca scena z dzwonnicą o wschodzie, na której można było-jak dla mnie-ten film zakończyć. Byłoby klimatycznie. Tymczasem znów te irytujące dialogi zakonnica-bluźnierca, zieleń liści, pora deszczowa...
Przepraszam, że tak pojechałam po klasyce, ale ja w tym filmie nie poczułam ani klimatu, ani narastającego napięcia, ani grozy (pomijając może wspomnianą scenę). Cała sytuacja i sceneria wcale nie wydały mi się tak paradoksalnie (bo w końcu czego, jak czego, ale przestrzeni to tam było sporo) klaustrofobiczne i doprowadzające do szaleństwa, jak to chyba było zamierzone. Poza tym drażniły mnie postaci tej służącej i generała-jakieś nie na miejscu, irytujące, w zamierzeniu chyba zabawne, ale najzwyczajniej w świecie psujące atmosferę. I tak strasznie żałuję, bo to mógłby być cudowny film. A może tylko mnie brakuje wrażliwości, by tę całą aurę odczuć... Niemniej szkoda. Nie oceniam, bo nawet nie wiem jak.

użytkownik usunięty
mrs_robinson

Cały problem z duetem Powell - Pressburger polega, wydaje mi się (bo widziałem niestety tylko ich dwa filmy), na tym, że w swoich filmach operują oni konwencją baśni, począwszy od wykorzystania wszystkich możliwości jakie dawała praca w studiu (byłem oszołomiony, że wszystkie te wspaniałe ujęcia to tylko scenografia, choć z drugiej strony trochę to przeczuwałem) i użycie koloru (naprawdę wspaniała robota Jacka Cardiffa, Czarny narcyz to zdecydowanie jeden z piękniejszych filmów jakie widziałem), kończąc na specyficznym scenariuszu. To co mnie w tym dziele urzekło to właśnie te oryginalne skróty fabularne. To, co w innych filmach byłoby gmatwane i wyjaśniane przez kilka scen dialogowych, tutaj bywa zastąpione przez jeden lub dwa sugestywne obrazy (a kino to przecież sztuka wizualna). Urzekły mnie więc retrospekcje, piękny krajobraz Irlandii (tym razem prawdziwy :) ) mówi więcej o uczuciach bohaterki więcej niż wszystkie słowa. Po za tym skoro to baśń ważne jest to co tylko zasugerowane, ale sugestia jest często mocniejsza emocjonalnie, niż scena pokazana dosłownie (znowu obraz, tym razem czerwonej szminki na ustach jednej z sióstr pod koniec filmu, fascynujący i przerażający, urasta do rangi symbolu, który można interpretować na nieskończoność sposobów).
Wydaje mi się też, że Powellowi i Pressburgerowi nie chodziło o stworzenie czegoś w rodzaju horroru. Klimat rzeczywiście wraz z rozwojem intrygi robi się coraz bardziej niepokojący przez dziwne zachowanie siostry Ruth, ale mimo wszystko nie jest ono spowodowane klaustrofobicznością tego miejsca. Bardziej chyba chodzi o wywołanie wrażenia zetknięcia z obcą kulturą, której bohaterki nie potrafią zrozumieć (w tym względzie Czarny Narcyz był moim zdaniem typowo brytyjski). To, oraz nieprzemijalność krajobrazu, odosobnienie (jedyna osoba, do której mogą się zwrócić jest mężczyzną), powodują, że młode w większości, niegotowe na taką próbę zakonnice przeżywają swoje emocje intensywniej. One się nie zmieniają, to wątpliwości, które siedziały w nich jeszcze przed przyjazdem eksplodują z siłą, której nie potrafią opanować. Wspaniały zabieg realizacyjny to moim zdaniem właśnie to, że film został zrealizowany nie jako budzący grozę (choć są nieliczne sceny, które mogą ją budzić), tylko bardziej fascynujący swoim niezwykłym pięknem.
No, na mnie zrobił wielkie wrażenie, ale oczywiście każdy ma własne gusta. Tak specyficzne dzieło każdemu się nie spodoba :)

ocenił(a) film na 8

Ja, jeśli można swoje 3 grosze, nie pisałbym o zetknięciu kultur, bo z tego w tym filmie akurat nic nie wynika, za to z zetknięcia kobiecości (zakonnice) z męskością (Dean) i owszem, wynika wiele. Podobnie interesująca jest konfrontacja człowiek - natura.
Scena, a dokładniej to jedno ujęcie, w którym w zbliżeniu pokazane jest jak siostra Ruth nakłada szminkę na usta jest w jakimś sensie kwintesencją filmu: to chwila, w której bohaterka uzyskuje podmiotowość jako kobieta (zarówno w sensie kulturowym, "gender", jak i czysto biologicznym). Coś podobnego dzieje się ze wszystkimi siostrami; i nie ma potrzeby by wszystkie się z tego nam widzom tłumaczyły.

ocenił(a) film na 8
wojtekacz

Wydaje mi się, że z powyższej wypowiedzi, jak i również moich obserwacji podczas seansu, wynika, że m.in. kulturowa odrębność popchnęła zakonnice do tejże konfrontacji z męskością. Męskością nieprzypadkową, bo żadna, poza tamtejszą dziewczyną (Kanchi), nie zainteresowała się młodym generałem, ale właśnie Deanem, który był z "ich świata". Tak (początkowo?) niechętne mężczyznom, nie szukały też towarzyskich sprzymierzeńców wśród indyjskich kobiet, bo dzieliła je ta niewidzialna bariera. Niemożność, a nawet niechęć, zrozumienia lokalnej ludności, i vice versa, doprowadziły do obłędnej izolacji, mentalnej, emocjonalnej, a ostatecznie i fizycznej. Nie dziwne, że (siostra) Ruth w końcu tak bardzo się temu obłędowi poddała.

ocenił(a) film na 8
wojtekacz

Jaki ma związek makijaż z podmiotowością kobiety? Lol

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones